Skazani na Shawshank recenzja filmu
3 min readTo, że tam nie pasuje, to już czysty truizm, choć nie da się ukryć, że owy fakt silnie wpływa na jego losy. Najpierw determinując relacje z współwięźniami, później z administracją, przez co znowu odmienia relacje Andy′ego z osadzonymi.
Swego czasu w Stanach Zjednoczonych na jednej z uczelni przeprowadzono eksperyment psychologiczny. Oto grupę studentów podzielono na „więźniów” i „klawiszy”, po czym osadzono w replice więzienia i bacznie obserwowano zmiany w zachowaniu. Końcowe wnioski nie są dla „humanitarystycznej” ludzkości zbytnio pochlebne – w sprzyjających okolicznościach w każdym człowieku do głosu dochodzi ukryte na co dzień bydlę, gotowe znęcać się nad słabszymi. Jak wspaniale ironizował swego czasu Stanisław Lem twierdząc, że „nawet konklawe można doprowadzić do kanibalizmu, byle postępować metodycznie”. No cóż, nic dodać, nic ująć.
Historia losów Andy′ego Dufresne przedstawiana w formie wspomnień innego więźnia. Stała się dla reżysera pretekstem do sportretowania życia w zakładzie penitencjarnym, gdzie do rangi lokalnego sportu podniesione zostało ubieganie się o warunkowe zwolnienie. Dodajmy, że jest to portret nader brutalny, nie stroniący od ukazania takich zjawisk jak przemoc seksualna. Oklepany wręcz patent portretowania środowiska poprzez ukazanie losów jednostki nieprzystosowanej, przemocą wepchniętej w środowisko, zostaje jednak wzbogacony w tym przypadku budującym ukazaniem wpływu, jaki jednostka może wywrzeć na społeczność. Udaje się to niepozornemu Andy′emu, który silnie wpływa na życie więźniów, brutalnych strażników jak i skorumpowanej administracji więzienia. Wszelako, widz szukający w filmie scen efektownych bójek czy „grypsery”, będzie srodze zawiedziony w swych nadziejach. Przemoc jest, ale daleko jej do walk w stylu „Mortal Kombat”. Jest za to wiele subtelnych, wysublimowanych wręcz smaczków, jak chociażby scena zakładania więziennej biblioteki, gdzie wywiązuje się dyskusja nad tytułem, zawartością i stosowną kwalifikacja powieści „Hrabia Monte Christo”. Stwierdzenie, że jest to opowieść o uciecze z więzienia zostaje skwitowana jakże celnym żartem sytuacyjnym zawartym w pytaniu „Do działu edukacyjnego?”.
Chociaż film jest praktycznie wyprany z tak popularnych obecnie efektów specjalnych, to jednak przykuwa uwagę widza głównie dzięki subtelnej intrydze, nabierającej tempa i znajdującej zaskakujące rozwiązanie dopiero pod koniec przeszło dwugodzinnego filmu. To przede wszystkim wspaniała gra aktorów, zarówno odtwórców głównych ról – Tim Robbins (Andy Dufresne), Morgan Freeman (Ellis Boyd ′Red′ Redding), jak i drugoplanowych – Bob Gunton (naczelnik Samuel Norton ), Wiliam Sendler (Heywood ), Clancy Brown (kapitan Byron Hadley), James Whitmore (Brooks Hatlen) i wielu innych. To dzięki nim ten film mówi przede wszystkim o olbrzymiej roli nadziei i pragnienia wolności w życiu ludzkim. To one trzyma Andy′ego aż do końca. Bo tam, gdzie kończą się nadzieja i pragnienie wolności, mury i kraty stają się domem, zaś wolność koszmarem.
Tytuł oryginalny: The Shawshank Redemption
Produkcja: USA
Rok wydania: 1994
Dystrybutor: Monolith
Reżyseria: Frank Darabont
Scenariusz: Frank Darabont
Zdjęcia: Roger Deakins
Muzyka: Doris Fisher
Obsada: Tim Robbins, Morgan Freeman, Bob Gunton, Wiliam Sendler, Clancy Brown, James Whitmore
Gatunek: Dramat
Czas trwania: 142 min.
Autor recenzji Michał Nawrocki