Edward Cullen – wampir doskonały?
3 min readKtóż to taki? Czyżby nowe wcielenie Jamesa Bonda? Nic bardziej mylnego. Mowa bowiem o Edwardzie Cullenie, bohaterze cyklu Zmierzch autorstwa Stephenie Meyer. Być może pod wieloma względami przypomina on Agenta 007, lecz panów dzieli zasadnicza różnica – Edward jest wampirem i nad martini („wstrząśnięte, nie mieszane”) przedkłada inne trunki…
Wampir Edward i jego romans z amerykańską nastolatką Bellą uwiódł wyobraźnię wielu ludzi. Dlaczego tak się stało?
Wizerunek wampira zaczął się wykształcać w połowie XIX – tego wieku. Niewątpliwie pierwszym literackim krwiopijcą był lord Ruthven, bohater noweli „Wampir” Johna Williama Polidoriego. Bohater dzieła był postacią mroczną, złowieszczą i skrytą pod ciemnym ubiorem. Atrybut ten, jak i czerń weszły na stałe do klasycznego wizerunku wampira. Krwiopijca, niezależnie od wersji wampirzego mitu, jest istotą złą. Pije krew, niosąc śmierć, jest wybrykiem natury („żyje” a jednocześnie jest martwy), przyprawia ludzi o lęk, a jednocześnie fascynuje.
W najsłynniejszych powieściach wampirycznych, takich jak Dracula Stokera, Carmilla Sheridana Le Fanu czy Wampir Polidoriego, krwiopijca to istota, która może żyć wiecznie, ale jednocześnie ma swoje słabości, dzięki którym można ją zniszczyć (światło słońca czy osikowy kołek to wyjątkowo skuteczne metody zwalczania wampira). Upiór może wabić ludzi dzięki swoim nieprzeciętnym mocom: hrabia Dracula potrafił zmieniać się w zwierzę, Carmilla rzucała urok ofiary, podobnie jak lord Ruthven.
Od XIX wieku do współczesności wampir zdążył ewoluować. W Kronikach Wampirów Anne Rice czy serialu Czysta Krew (2008, reż. J. Dahl) można zaobserwować postępującą idealizację upiora, jego wyglądu oraz charakteru. Ta idealizacja łączy się również z uczłowieczaniem wampira, który zaczyna przeżywać emocje, w tym winę, a co za tym idzie chęć odkupienia. Jednym zdaniem – upiór staje się człowiekiem.
Z pewnością Edward Cullen ma być tą szczytową formą wampira, albo, jak kto woli, wampirem idealnym. Bohater ma olśniewającą urodę, nienaganne maniery, i jak ognia unika krwi ludzkiej. Poza tym jest zakochany. Jego skóra lśni na słońcu jak diamenty ( mit o śmiercionośnym działaniu słońca okazuje się wierutną bzdurą!), jego ruchy są niewiarygodnie szybkie, a zmysły ostre jak brzytwa.
Edwardowi obce są bolączki egzystencji, nuda czy bezsens (w końcu posiada nieśmiertelną jak on sam rodzinę), a żywot urozmaica mu umiejętność czytania w myślach i rozgryzanie zagadkowej śmiertelniczki.
Można przypuszczać, że Stephenie Meyer (świadomie lub nie) obdarzyła swego bohatera najznakomitszymi cechami wampirzego gatunku, zupełnie pozbawiając go ciemnych stron istnienia „dziecka nocy”.
Dzięki temu zabiegowi Edward staje się czymś więcej niż tylko ideałem swego gatunku – jest również mężczyzną, którego się pożąda, nawet bardziej niż przedstawiciela rasy ludzkiej.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że wampiryzm Edwarda jest tylko dodatkiem do jego osoby, mającym decydować o atrakcyjności bohatera, jeszcze jednym elemencie budującym jego (jakże pociągający!) wizerunek.
I tak oto wampiryzm został przedstawiony banalnie, pełni funkcję błyszczącego świecidełka przyciągającego czytelnika ( a raczej czytelniczkę). Wampir nie budzi strachu ani fascynacji. Jest kolejnym elementem popkultury, obok wilkołaka Jacoba, „przeciętnej nastolatki” Belli i tkliwego romansu „którego nawet śmierć nie rozłączy”. Wampira da się lubić, a nawet kochać.
Warto zauważyć, że w cyklu Zmierzch jest podział na dobre wampiry (raczące się krwią zwierzęcą), jak i złe wampiry (preferujące raczej ludzkie płyny). Niech ten podział nikogo nie zwiedzie. Wampir jest istotą, która z założenia nie może być dobra, gdyż z jej postacią zawsze związane są krew i śmierć.
Lśniący na słońcu Edward Cullen może być bardziej niebezpieczny niż klasyczny upiór, gdyż próby uczynienia z niego dobrego wampira, podkreślają jego głęboko skrywaną prawdziwą naturę – nocnego drapieżcy spragnionego krwi.