21 listopada, 2024

StacjaKultura.pl

poczuj pociąg do kultury recenzja, zapowiedź

Ktoś we mnie recenzja książki

4 min read

Historia książki „ktoś we mnie”, autorstwa Sary Waters, wydaje się banalna. Pisarka przenosi nas bowiem do Anglii w okresie powojennym. Dawny ustrój został obalony,  dlatego też panowie feudalni muszą wpasować się w nowe otoczenie. Niestety, nie każdemu wychodzi to na dobre. Przykładem takiej rodziny są Ayresowie, którzy mają ogromny dom, który dawnej był okazałym dworem. Jednak teraz posiadłość popada w ruinę, a to dlatego, że po śmierci gospodarza nikt nie potrafi już zarządzać farmą w taki sposób, aby przynosiła ona zyski. Mijają lata, aż któregoś dnia aż w posiadłości pojawia się  doktor Faraday. Ten czterdziestoletni mężczyzna wrócił niedawno do rodzinnej miejscowości. Co ciekawe,  pamięta doskonale dwór z czasów jego świetlności. Niszczejąca posiadłość zaczyna również niszczyć swoich właścicieli, a może to oni sami niszczą siebie, gdyż nie potrafią znaleźć się w nowej rzeczywistości?

Przez ponad 200 stron nie ma żadnej wzmianki o  dziwnych zdarzeniach, które rozgrywają się w domu. Wręcz przeciwnie, poznajemy dokładnie losy poszczególnych rodzin. Dowiadujemy się, jak wyglądało życie feudalnej rodziny niegdyś, a jak wygląda ono teraz. Poznajemy historię doktora, którego życie również zazębia się z rodziną. Dzięki takiemu zabiegowi mamy możliwość, po pierwsze, ujrzenia, jak ówcześni panowie żyli, a po drugie możemy zżyć się z całą rodziną, co sprawia, że ich problemy stają się naszymi. Niemniej, wspomniane opisy mogą stać się męczące. Nietrudno bowiem zauważyć, że podobne motywy były już wykorzystywane w innych tego typu książkach. Dlatego ponowne czytanie o wielkim domu z barokowymi zdobieniami i konwenansami, jakie panowały wśród rodzin zamieszkujących takie domostwa, może być dla niektórych zmęczeniem materiału. Nadmienię również, że potem akcja się rozwija, ale jeśli oczekujemy szybkich zwrotów wydarzeń i dynamicznej fabuły, to próżno jej tutaj szukać.

Na uwagę zasługują również bohaterowie. Narratorem historii jest jedna osoba – doktor Faraday, ale autorka nad wyraz dobrze rozwinęła poszczególne profile psychologiczne osób występujących w książce. Kluczowe postacie charakteryzują się wyrazistym charakterem i tylko od nas zależy, który punkt widzenia obierzemy. Doktor Faraday to osoba myśląca racjonalnie, która nawet najbardziej niebywałe zjawisko postara się sensownie wytłumaczyć. Pani Ayres to typowa feudalna dama, która po stracie męża zajmuje się swoimi dziećmi i czasami nie dostrzega ich problemów. Caroline to córka Ayres, która jak doktor Faraday jest roztropną osobą. Niemniej, pod wpływem dziwnych sytuacji dziewczyna  jest w stanie uwierzyć w różne teorie. Roderric to brat wspomnianej panny, który jest głową rodziny. Na wojnie okaleczył nogę, nosi też w sobie powojenny uraz. Każda z tych osób ma własny charakter i tylko od nas będzie zależało, w którą koncepcje uwierzymy i jakie czeka nas zakończenie…

Trzeba przyznać pisarce, że język,  w jakim została napisana książka, jest bardzo giętki. Poszczególne opisy bohaterów czy posiadłości obfitują w szczegóły. Oczywiście. przez to fabuła staje się wolniejsza, ale za to nasza wyobraźnia mocniej pracuje. Taki efekt sprawia, że nawet najmniejszy szmer w posiadłości staje się rzeczywisty i ma się wrażenie, jakby coś czaiło się za naszymi plecami. To rzadkie uczucie w dzisiejszych czasach, ale bardzo przyjemne i intrygujące.

Polskie wydanie książki zaliczam do udanych. Ładna, nostalgiczna, a zarazem tajemnicza okładka, na której możemy zobaczyć wspomnianą wcześniej posiadłość,  oddaje klimat publikacji. Niestety, nie zabrakło wpadek w postaci drobnych literówek, ale nie mają one większego znaczenia, a poza tym błędy każdemu się zdarzają.

Po przeczytaniu tej pozycji czuje pewien niedosyt, ale może jest on lepszy niż „przesyt”, który można dostrzec u innych, współczesnych autorów. Mimo wszystko nie wyobrażam sobie, aby inny autor napisał tego typu książkę w lepszy sposób. Można napisać, że powieść jest przegadana, ale w sumie taka powinna być. Można powiedzieć, że nie ma akcji, ale po co ona , skoro jest napięcie.   Brak w niej logiki? O nie,  w  tej książce jest  jej bardzo dużo i to chyba ona, jak i zakończenie , sprawiają, że ma się wrażenie obcowania z czymś innym.  Innym, ale nie w znaczeniu „złym”,  czymś bardzo dobrym, ale po prostu  niekonwencjonalnym. Dziełem wybiegającym poza normalne sztampowe ramy i chyba właśnie dlatego ta powieść przypadła mi do gustu. Sprawdźcie sami, co mam na myśli…

Autor: Sarah Waters
Tytuł: Ktoś we mnie
Tytuł oryginalny: The Little Stranger
Wydawca: Prószyński Media
Data wydania: 2009
Kategoria: kryminał, sensacja
Liczba stron: 467
Oprawa: miękka