14 marca, 2025

StacjaKultura.pl

poczuj pociąg do kultury recenzja, zapowiedź

Gryź, mała, gryź recenzja książki

3 min read

Jako kilkuletnia fanka błyskotliwego humoru Christophera Moora, sarkastycznego tonu jego wypowiedzi, nietuzinkowych, zupełnie pokręconych bohaterów i fabuły, której szczędzi nam własna psychika podczas snu, z przykrością muszę stwierdzić, że autor przedobrzył. Pomimo szerokiego zakresu tolerancji na wszelkiego rodzaju abstrakcje i absurdy podane z hiperdawką wulgaryzmów i równie dużą dozą obseniczności najnowsza książka autora po prostu mnie zdegustowała.

„Gryź, mała, gryź” jest kontynuacją „Krwiopijców” i „Ssij, mała, ssij”. Książka rozpoczyna się pamiętnikami Abby Nomal (przeuroczej, wyuzdanej nastolatki, która w każde zdanie wplata zgrabne przekleństwo, manifestując swoje niezaspokojone popędy seksualne i chęć ich zaspokojenia w ramionach uroczego mangowego chłopca-naukowca), która w sposób sobie właściwy streszcza wydarzenia, jakie miały miejsca w dwóch poprzednich powieściach. A działo się rzeczywiście dużo – Tommy (Mroczny Pan i jednocześnie NP dziewczyny) i Jody (superseksowna Księżna) zostali pokryci brązem, stając się nietypową ozdobą ich uroczego Gniazdka Miłości, niebieska Smerfetka zawróciła w głowie Zwierzakom, których poprzemieniała w wampiry, naczelny wampir został wysadzony na statku, dzięki czemu bohaterowie sprzedając jego dzieła sztuki zagwarantowali sobie życie w bogactwie i nieudolni policjanci (w tym jeden nieprzyznający się do swoich preferencji homoseksualnych) zaczęli wieść spokojne życie w przeświadczeniu, że w mieście nie ma już żadnego wampira. Ale gdzie tam!

„Gryź, mała, gryź” nie tyle koncentruje się na Tommym i Jody, co na młodszym pokoleniu bohaterów. Działania kochanków stanowią jedynie epizody akcji – uwolnieni są dopiero w połowie powieści (jedno z nich zupełnie przypadkiem), a przez drugą połowę próbują się odnaleźć. Na pierwszy plan wysuwa się Abby, Fu i Jared, którzy próbują uratować miasto przed plagą kocich wampirów, Ku temu tworzą specjalne kurtki, które miałyby spalić krwiożercze bestie (to gustowne, plastikowe wdzianko, przypominające ubiór przybysza z Plutona debiutowało już w poprzedniej części powieści). W międzyczasie Abby spełnia swoje największe marzenie – staje się Nosssss-feratu, które pomagaga Tommy’emu odnaleźć jego ukochaną. W powieści nie może także zabraknąć Cesarza i jego wiernych strażników, kolejnych wampirzych sługusów Elljaha i… kota Cheta, który stworzył całą armię krwiożerczych, czworonożnych bestii. W książce pojawia się także nowy pomocnik, który ma przywrócić porządek w mieście – pies Marvin, na którego węchu polegają nieudolni policjanci.

Akcja książki jest zbyt rozdrobniona – ciężko określić jej przodujący temat. Powieść jest wielkim misz-maszem, zawierającym zbyt wielu bohaterów (obok czołowych postaci pojawiają się postacie drugoplanowe, które rozdrabniają całość na maleńkie puzzle, których nie jest wcale tak łatwo poskładać). Mimo to najwięcej zastrzeżeń mam do języka, jakim w tej książce posługuje się pan Moore. W porównaniu z jego ostatnią książką, „Błaznem”, który był rubaszny, wulgarny, ordynarny i obsceniczny, „Gryź, mała, gryź” prezentuje się jeszcze gorzej. Szczególnie widać to na przykładzie Abby, która z wyzwolonej, nietypowej, wulgarnej nastolatki, stała się wyuzdaną „zdzirą”, piszącą piórem Moora w sposób prymitywny (głównie o seksie), nie bawiąc swoim tupetem jak było to w dwóch poprzednich częściach wampirzego cyklu, ale gorsząc.

Owszem, mamy w książce pewne znamiona moore’owskiego humoru, jednak brakuje w nim wcześniejszego polotu, błyskotliwości czy gry skojarzeń, tak charakterystycznych dla autora. Mało szokująca akcja, dużo niesmacznych słów i przesadzona kreacja Abby. Tym, czemu autor pozostał wierny, są trafne, wywołujące uśmiech porównania. Pomimo wielkiej sympatii, jaką darzę autora i szczerej fascynacji jego poprzednimi powieściami, najnowszej książki pisarza nie polecam. Z niecierpliwością czekam natomiast na odrębną pozycję, z zupełnie nowymi bohaterami, przodującym wątkiem i nieprzesadnie wulgarnym językiem. W przypadku „Gryź, mała, gryź” sprawdziła się formuła charakterystyczna dla kolejnych części filmów, w której każda kolejna część nie dorównuje tej pierwotnej. 

recenzentka: Marta Kalinowska

Autor: Christopher Moore
Tytuł: Gryź, mała, gryź
Tytuł oryginalny: Bite Me: A Love Story
Wydawca: MAG
Data wydania: 17 czerwca 2010
Kategoria: Fantasy
Oprawa: Twarda
Cena:
39,00